
Z ARCHIWUM Ś – SIEMIANOWICKI BOHATER POWSTANIA WARSZAWSKIEGO
79. rocznica wybuchu Powstania Warszawskiego skłoniła wielu z nas do refleksji.
Warto przypomnieć postać siemianowiczanina, który brał udział w tym tragicznym, bohaterskim zrywie.
To TADEUSZ MAJCHERCZYK (ps. „Zdan”), dowódcy 1 kompanii w batalionie „Łukasiński”, dowódcy batalionu „Chrobry I”.
Urodzony 30.01.1906 r. w Dąbrowie Górniczej Tadeusz, był synem Teofila, dyrektora siemianowickich Zakładów Cukierniczych „Hanka”, nazywanego w gronie najbliższych „czekoladowym dziadkiem”.
Mając niespełna trzynaście lat, uciekł z domu wraz ze swym starszym bratem Lucjanem, by wziąć udział w walkach w obronie Lwowa (w walkach tych jego brat zginął). Później brał udział w wojnie polsko – bolszewickiej.
Ukończył Szkołę Podchorążych Rezerwy Piechoty w Biedrusku. Po maturze podjął naukę w Wyższej Szkole Handlowej w Katowicach, pracując równocześnie w Syndykacie Hut Żelaza. Angażując się w działalność patriotyczną, pełnił funkcję komendanta Związku Rezerwistów w Siemianowicach. Wyróżniał się aktywnością w czasie zbiórek na Fundusz Obrony Narodowej.
W 1938 roku wstąpił do wojska. Tuż przed wybuchem wojny współorganizował batalion Obrony Narodowej „Katowice. Brał udział w kampanii wrześniowej. W bitwie pod Tomaszowem Lubelskim został ciężko ranny i dostał się do niemieckiej niewoli.
Został wywieziony do Oflagu IV C w Colditz (w Saksonii). W maju 1940 r. wraz z przywiezioną częścią grupy trafił do Szpitala Ujazdowskiego w Warszawie.
W stolicy nawiązał kontakty konspiracyjne. Wstąpił do POZ a potem AK. W 1943 r. został dowódcą 1 kompanii „Troki” w batalionie „Łukasiński”.
Brał udział w Powstaniu Warszawskim. 18.08 został mianowany dowódcą batalionu „Chrobry I”, który walczył w rejonie Pasażu Simonsa.
23.08. został ciężko ranny. Dostał się do szpitala, w którym 2.09, kiedy Niemcy i Własowcy dokonywali likwidacji rannych. Wyniesiony przez dwie sanitariuszki, Helenę Kłosowicz, ps. „Monika” i Danutę Siemaszko, ps. „Danka”, uniknął śmierci i został umieszczony niemieckim szpitalu polowym w Seminarium oo. Karmelitów na Krakowskim Przedmieściu. 26.09, w związku z likwidacją szpitala, za zgodą i pomocą niemieckiego lekarza, trafił do szpitala we Włochach pod Warszawą. Potem ukrywał się w domu rodziców „Moniki” w Pruszkowie.
W wyniku odniesionych ran stracił nogę - została mu amputowana bez środków znieczulających. Efektem obrażeń wywołanych zatrutymi pociskami była niesprawna ręka.
W 1945 r. wrócił do Siemianowic i próbował po trudach wojennych poukładać sobie życie.